Monday, February 9, 2015

Mój samochód [PL]

Moja samochodowa historia jest krótka. Nie jest wieloletnią pasją, nic w ten deseń. W młodości i w czasach gimbazy (tak chodziłem do gimnazjum, zacny pierwszy rocznik tej nieudanej reformy), liceum i studiów moja wiedza o samochodach sprowadzała się do:
- mają cztery koła i silnik,
- steruje się naciskając stopami pedały, kręcąc kierownicą i machając jedną wajchą,
- służą do przemieszczania się z punktu A do punktu B.

Ok, może przesadzam, nie było tak źle, wiedziałem, że są biegi (coś jak przerzutki w rowerze ;) ), obroty silnika, że wlewa się benzynę itp. itd. W skrócie niewiele. Co ciekawe zdałem prawo jazdy za pierwszym podejściem. Ku mojemu zaskoczeniu bo w trakcie bardzo krótkiej jazdy egzaminator zwrócił mi dwa razy uwagę (nie, nie dałem mu żadnej koperty, domyślam się, że zobaczył we mnie wielki potencjał ;) ).

Całe studia i jakiś czas w odwiedziny do rodziców czy teściów jeździłem pociągiem. Nie było to takie złe, ale one zawsze się spóźniały, były przepełnione i inne nieprzyjemności (temat na inny post)...

Czasem pożyczałem samochód od kolegi (trzeba było jakoś jechać na większe zakupy). Parę razy tata mnie pytał czy myślę o zakupie samochodu i mówiłem, że czemu nie, ale bez znajomości branży i tematu żadnych poszukiwań nie prowadziłem. Pewnego słonecznego dnia tata zadzwonił i powiedział, że jeden Pan z jego pracy sprzedaje samochód i całkiem fajny i może obejrzymy. Jak powiedział tak zrobiliśmy i oglądając JEDEN samochód stałem się posiadaczem własnej FURY. I to jakiej:



Tak, mietek (model W168) w tym kolorze (uniwersalny srebrny), w najwyższej wersji wyposażeniowej (avantgarde) z najmniejszym silniczkiem benzynowym (pojemność dwa jeden czterysta, moc over 9000 thousand całe 82 kunie).

Ciekawe fakty: oblał test łosia, pierwszy Merol z przednim napędem i do tego taki mały (3575 mm).

Do teraz nie wiem jak to możliwe, że w przypadku przedmiotów o znacznie mniejszej wartości (telefon komórkowy, laptop, słuchawki, rower) potrafię spędzić tydzień lub więcej rozmyślając, czytając poradniki (fuj) / strony / fora (najtrudniej się dokopać, ale bardzo wartościowe rzeczy można znaleźć), a samochód tak od ręki zakupiony został...

Z niewiedzy paru rzeczy w nim nie sprawdziłem i potem to odpokutowałem u mechanika... Ale ta baja innym razem opowiedziana zostanie. Wiem jedno, teraz trochę się znam (tylko trochę i tylko teoria, bo ile można się nauczyć z gazet i internetu, ale przynajmniej odróżniam filtr FAP od DPF, twinturbo od biturbo i kompresora, a nawet całkiem dobrze znam język autokomisjański - pół-skóra, panorama, head-up, łopatki-f1, sport chrono, itp. itd. to ja wiem co to jest :D ) i następne auto będzie dobrze przemyślane i wybrane, a przed zakupem dobrze przetestowane pod każdym względem.

Póki co to pieśń przyszłości, bo "merc baby" służy mi do dziś. Czasem lepiej, czasem gorzej, ale na trasie jeszcze nigdy nie zawiódł (dużo nie jeździł). W następnym odcinku tej serii ujawnię pełną listę wydatków związanych z użytkowaniem tego samochodu i opiszę wszelkie dolegliwości i problemy! Pozdro sześćset!

1 comment:

  1. No to ja ci tak z czystej uprzejmości rzucę, że jeśli przyjdzie ci do głowy zakup Peugeota lub Citroena to sprawdź tylną belkę ;) Tym bardziej, że tylna belka do peugeota może co nieco kosztować, a jeśli kupisz niedrogi samochód, to po prostu jej naprawa się nie opłaci. No, ale zawsze i tak można ją naprawiać, tudzież regenerować. Są od tego specjaliści ;)

    ReplyDelete